Pewnego razu, będąc wraz z moimi dziećmi na placu zabaw stałam się świadkiem takiej oto scenki. Młoda para przyszła z dzieckiem na plac zabaw. Pięcioletni myślę chłopiec, zaczął wspinać się na drabinkę w kształcie łuku, chcąc przedostać się górą na drugi jej koniec. Widząc to mama, podbiegła co sił w nogach, wołając: „spadniesz!!!”. Chłopiec rzeczywiście się zawahał, mimo, że wcześniej dosyć odważnie i stabilnie poruszał się pokonując kolejne szczeble. Widząc to tata podtrzymał synka, powstrzymując tym samym mamę od dalszej interwencji i spokojnie powiedział do syna: „świetnie ci idzie, zaraz będziesz po drugiej stronie, teraz musisz bardziej uważać, bo jesteś prawie w najwyższym punkcie drabinki. Zobacz gdzie chcesz postawić teraz nogę. Wierzę, że dasz radę.” Chłopiec uśmiechnął się do skrzywionej nieco mamy i powędrował dalej. Oczywiście – dał radę.

Słowa: „Dasz radę” są bardzo ważne w życiu każdego małego dziecka. Uczą je życiowej odwagi i jednocześnie pozwalają i zachęcają do podjęcie ryzyka. Czasami trzeba bowiem zaryzykować, by w ogóle ruszyć do przodu. Warto więc się przez chwilę zastanowić, jak często sposób wychowania naszych dzieci zależy od tego, kto w naszym domu przejmuje pierwsze skrzypce, mama czy tata.

Mama w większym stopniu dąży do tego, by zapewnić swojemu dziecku komfort, unikając wszystkiego, co może je skrzywdzić lub sprawić mu przykrość. Często sama doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że przez taki właśnie sposób zachowania staje się nadopiekuńcza i ogranicza swoje dziecko.

Ojcowie częściej zachęcają dzieci do pokonywania stojących przed nimi trudności. Wzmacniają tym samym w dzieciach ich poczucie sprawstwa i wiary we własne siły.

Przeczytałam kiedyś w książce pt.: „Serce taty. Niezbędnik każdego ojca” – Osvaldo Poli, słowa pewnej dziewczynki, która tak podsumowała różnicę miedzy tym, jak wychowuje mama, a tym jak robi to tata: „mama daje poczucie bezpieczeństwa, tata daje ufność we własne siły.”

„Podczas gdy serce mamy jest zdolne ofiarować bezgraniczną i ofiarną miłość, serce taty wymaga, wystawia na próbę, z ufnością, że dziecko przejdzie ją pomyślnie i w ten sposób stanie się zdolne do świadomego kształtowania swojego życia oraz dokonywania właściwych wyborów” – pisze autor.

Matki, zazwyczaj bardziej niż ojcowie utożsamiają się ze swoimi dziećmi, czują się w większym stopniu za nie odpowiedzialne i w ich wychowanie fizycznie i duchowo ogromnie zaangażowane. To wszystko sprawia, że górę biorą u nich uczucia ofiarności i oddania. Uznawane jest to za największy dar matczynej miłości. Przez to też mama czuje potrzebę usuwania z drogi dziecka wszystkiego, co mogłoby mu sprawić ból i cierpienie. Jednak, zbyt dosłowne trzymanie się tego rodzaju matczynej misji może sprawić, że dziecko wyrośnie na totalnie niezdolnego do samodzielnego funkcjonowania człowieka. Uwaga więc.

Kodeks ojcowski – jak pisze Poli, mówi: „moje dziecko musi być silne, zdolne do stawienia czoła przeciwnościom.” Ojcom łatwiej przychodzi rola związana z zachęcaniem dziecka, aby zmagało się ze swoimi słabościami, problemami i trudnościami. To najczęściej oni swą postawą uczą odwagi, by dziecko nie bało się życia i ograniczeń jakie ono ze sobą niesie. Dzięki temu ojciec pomaga dziecku przejść przez życie, rozwijając w nim zdolność do czerpania z niego „pomimo bólu jakiego nieuchronnie doświadczy.”

Mamy więc dwa podejścia, matczyne, zmierzające do ochrony dziecka i ojcowskie, ukierunkowane na zachętę do podejmowania wyzwań. Nie jest prawdą, że każdy z rodziców reprezentuje tylko i wyłącznie jedną z wymienionych postaw. Na szczęście oboje czerpią w różnych proporcjach z nich obu . Są one obecne w stylu wychowywania rodzica na zasadzie przewagi jednej z nich, ale na pewno nie wyłączności. Obie postawy, choć w wielu momentach zasadniczo się od siebie różnią, potrafią się, na szczęście, w cudowny sposób uzupełniać. Często w jednej fizycznej osobie, na równi u mamy jak i u taty. Należy zwrócić na to szczególną uwagę, by nie stać się niewolnikiem stereotypowego rozumienia macierzyństwa i ojcostwa i nie popaść w żadną skrajność. Bez umiejętnego połączenia obu tych modeli bardzo trudno dziś we właściwy sposób wychować dziecko na wartościowego człowieka.

Zachęcam więc mamy do tego, by częściej pozwalały dziecku na podejmowanie wyzwań, nawet gdy ma to je narazić na stłuczenie kolan, a tatusiów, na zbudowanie w sobie postawy troskliwego opiekuna, który podniesie z tych obitych kolan, pocieszy i serdecznie przytuli do piersi.

Agata Szymendera – coach dziecięcy i rodzicielski. Ekspert, mentor i twórca Niebolandii.