O ciężkiej pracy i o tym jak osiągać sukcesy w sporcie – wywiad z Tomaszem Majewskim. Polskim lekkoatletą, który specjalizuje się w pchnięciu kulą. To trzykrotny uczestnik igrzysk olimpijskich – w 2004 odpadł w eliminacjach, a w 2008 i 2012 zdobył złoty medal.

T: Tomasz Majewski

A: Agata Szymendera

A: Tomku, dziękuję, że zechciałeś się ze mną spotkać i porozmawiać o tym co pomaga ludziom odnieść sukces. Jak wiesz, prowadzę Dziecięcą Szkołę Latania „Niebolandia”, w której uczę dzieci między innymi  budowania poczucia własnej wartości, wyznaczania celów, współpracy w grupie.

T: Ja jestem ze sportów indywidualnych, niestety…

A: Przychodzą do mnie bardzo różni rodzice, z różnych środowisk, marzący o tym, żeby dać swoim dzieciakom fundament pod trochę inne życie niż sami mieli.

T: Nie zawsze idzie to w dobrą stronę.

A: Masz swoje obserwacje? Własne refleksje?

T: Znam dużo nauczycieli i widzę co się w szkołach dzieje. Często rodzice są sfiksowani na punkcie swoich dzieci. Ci rodzice, o których myślę są szaleni…

A: Na szczęście ja mam do czynienia z bardzo świadomymi rodzicami. To nie jest tak, że oni mają przerost ambicji dotyczący własnych dzieci. Może dlatego, że ja im jasno mówię na jakim rodzaju liderstwa dla ich dzieci mi zależy. Ale za nim o tym, chciałabym Ciebie najpierw zapytać, jak Ty rozumiesz słowo „lider”?

T: Jak ja rozumiem słowo „lider”… W sporcie to jest dość proste. My dążymy do tego, by być liderami, dążymy do zwycięstwa, dążymy do przewodzenia. To chęć bycia najlepszym, do bycia lepszym niż przeciwnik, do bycia lepszym niż inni.

A: Tylko w takim aspekcie sportowym, właśnie: szybszy, silniejszy?

T: Tak, tylko że to się przekłada na wszystkie aspekty życia. To, że mamy rywalizację, w naszym zawodzie głównym, przekłada się na to, że we wszystkich dziedzinach życia chcemy sobie i innym wiele udowadniać. Dąży się, może nie do perfekcji, ale człowiek się bardziej stara. Tak jest zbudowana, a na pewno tak powinna być zbudowana psychika sportowca, żeby właśnie dążyć do tych najlepszych rzeczy.

A: Masz w głowie jakieś autorytety, wzorce?

T: Mamy bardzo długą historię i zawsze łatwo znaleźć kogoś kto może i potrafi być wzorem. Pod tym względem w świecie sportu jest dobrze, ale jednego nie potrafię wymienić.

A: Czyli lider to ten, który osiąga szczyt. Czy szczytem dla lidera sportowego są Igrzyska Olimpijskie?

T: U nas Złote Igrzyska Olimpijskie to jest najwyższa nagroda, tego nic nie może przebić. I oczywiście każdy sportowiec marzy, żeby jechać na Igrzyska, a potem je wygrać. To jest taki namacalny dowód, że człowiek jest rzeczywiście najlepszy. I wtedy już nic tego nie przebije.

A: W jednym z wywiadów czytałam jak Twój trener Henryk Olszewski mówił, że ludzie z łatwym charakterem nie odnoszą sukcesów.

T: W sporcie przede wszystkim potrzeba ludzi twardych i bardzo zdecydowanych. Bardzo obowiązkowych i takich zapatrzonych na ten sukces, może nie chorobliwie zapatrzonych, ale takich twardo stąpających po ziemi. To jest też cecha charakteru, której nabywa się dzięki trenowaniu. Człowiek twardnieje przez to, że jest przyzwyczajony do wysiłku fizycznego oraz psychicznego, do stresu. To przekłada się również na inne strony życia. Człowiek wtedy  jest lepiej przygotowany i do stresujących sytuacji, i do niepowodzeń, także w życiu. Wszystko to ma wytrenowane w sporcie i zwycięstwa, i porażki.

A: Ale tak jest nie tylko u sportowców.

T: Tak, tylko że u nas te stresy to są takie maksy… Ok, no może nie maksymalne, ale ten poziom stresu jest dość wysoki. To właśnie on człowieka utwardza.

A: Czy można się do tego przyzwyczaić?

T: Tak, oczywiście. My trenujemy, żeby startować i wszyscy czekamy na to kiedy staniemy się prawdziwymi sportowcami. Są oczywiście różne szczeble i wszystko się powoli kształtuje. No i ten poziom stresu oczywiście wzrasta, a człowiek się bardziej do niego dostosowuje.

A: Skąd się w ogóle wziął sport w Twoim życiu?

T: Chciałem coś trenować, bo byłem żywym dzieckiem, no i miałem fizyczne warunki do tego. Tak naprawdę to na początku chciałem trenować koszykówkę. Miałem jednak kuzyna, który jest trenerem lekkoatletyki i to on mnie wziął pod swoje skrzydła.

A: Czy żeby coś trenować, to ten sport musi być w rodzinie, czy to jest niezależne?

T: U mnie w najbliższej rodzinie nikt nie trenował. Wszyscy się bawili w sport, wszyscy śledzili sport. Oglądałem od małego wszystkie dyscypliny. Ale ja nie mam sportowej rodziny. Po mnie jednak rzeczywiście było widać, że mogę nadawać się do sportu.

A: Kto to zauważył?

T: Jak miałem 15 lat, to miałem ponad 190 centymetrów wzrostu, byłem normalnie zbudowany. Było widać, że coś tam ze mnie może być.

A: Predyspozycje fizyczne?

T: Tak. Zacząłem trenować, zacząłem się bawić w sport i tak zostało.

A: Jaki wpływ miał na Ciebie pierwszy trener?

T: Ja z moim trenerem bardzo krótko trenowałem, miesiąc, może półtora i potem przeszedłem do trenera innej sekcji, to był trener rzutów. Jednak Zbyszek – mój kuzyn, cały czas się mną opiekował, przez całą szkołę średnią. Czuwał nade mną, bo trenowaliśmy razem rzuty. Trenował mnie Prezes Witold Suski. Był bardzo twardym trenerem i dalej jest. Była to bardzo duża szkoła życia. On mi na pierwszym treningu powiedział, że jeśli chcę trenować, to muszę się przygotować na bardzo, bardzo ciężką pracę i ja tę decyzję podjąłem  świadomie. Wiedziałem, że na wyniki będę musiał czekać bardzo długo, bo mogę być dobry, ale dopiero kiedyś. Ja się temu podporządkowałem i tak już poszło. I tak jest do dziś.

A: A jak utrzymać motywację w takich okolicznościach?

T: Sport to jest zabawa i tak to trzeba traktować. Mnie ten sport i trenowanie od razu zaczęło się podobać. Trzeba było nadrobić masę rzeczy. Generalnie jest to ciężka praca, ale najważniejsze, by sprawiała przyjemność.

A: Nadrobić masę rzeczy, masę ciała też?

T: Tak, ja musiałem przytyć i naprawdę miałem kiedyś z tym problem. Może to dziwnie zabrzmi, ale miałem problem z nabieraniem masy. To trwało bardzo długo.

A: Czytałam o tym jak wyglądał Twój dzień.
T: Tak, to nie było łatwe, ale później wpadłem w taką jakby rutynę.

A: Naprawdę twierdzisz, że łatwo wpaść w taką ciężką rutynę dnia?

T: No tak, ale to było fajne. Trenowałem praktycznie sześć razy w tygodniu i wciąż dojeżdżałem. Musiałem w sobotę przyjeżdżać specjalnie.

A: Po jakim czasie miałeś pierwsze sukcesy?

T: Pierwszy medal Mistrzostw Polski zdobyłem po trzech latach trenowania. W miarę szybko, ale też nie za szybko. Bardzo się cieszyłem z tego odniesionego sukcesu. Poznałem nowych ludzi, zaczęły się wyjazdy na zawody, człowiek staje się coraz lepszy. Poza tym, że jest to ciężka praca, to trenowanie jest naprawdę fajne.

A: Czyli cały czas coś się musiało w Twoim życiu dziać?

T: Coś się musiało dziać, coś innego poza nauką, poza życiem szkolnym, to właśnie było coś innego.

A: Jakim człowiekiem byłeś zanim zacząłeś trenować, a jakie cechy charakteru ten sport potem w Tobie wykształcił?

T: Na pewno mnie utwardził. Nie byłem osobą obowiązkową, a sport sprawił, że jestem dosyć poukładany jeśli chodzi o pracę, że idę i po prostu robię.

A: Sam sobie to poukładałeś, czy jednak  ktoś Ci to wszystko poukładał?

T: Tu są role. Życie sportowe jest ułożone. Jest odtąd dotąd, to ma być wtedy, a to wtedy. Ja wiem co będę robił za pół roku, za rok. Pod tym względem to my sportowcy idziemy na tzw. gotowe. Ja byłem przyzwyczajony do ciężkiej pracy, ale sport mnie przyzwyczaił do jeszcze cięższej i do takiego zatracenia się w treningu.

A: A jakbyś miał wymienić cechy charakteru, które w tym pomagają.

T: Na pewno obowiązkowość, wytrwałość, lojalność, bo się pracuje w grupie.

A: Widzisz i choć na początku twierdziłeś, że jest to sport indywidualny to jednak sukces ma wielu ojców. Nie jest więc on taki indywidualny.

T: No tak. Człowiek zyskuje nową grupę, bo nie trenuje sam, trenuje z kimś, zyskuje nowe przyjaźnie. W sporcie te przyjaźnie są mocne, jest ich dużo i są trwałe, bo tu wszystko zajmuje dużo czasu. Poznaje się ludzi, otwiera na świat.

A: Czytałam, że Twój trener mówi, że podopieczny jest jak członek rodziny.

T: Tak, przez to, że człowiek z kimś spędza bardzo dużo czasu to jest to bardzo duży ładunek emocjonalny. Obie osobowości pracują na to samo i przez to jest tak mocna więź.  Potem tak samo się przeżywa i sukcesy, i porażki. To wszystko zacieśnia tą więź bardzo i przez to te relacje w sporcie są takie bliskie.

A: A jak sport zaczął wymagać od Ciebie trenowania te 6 dni w tygodniu, to czy rodzina Cię wspierała? Odpuszczali Ci w domu, czy raczej gonili, np. w niedzielę do jakiś prac?

T: Normalnie robiłem swoje w domu. Przez to, że kuzyn się mną opiekował, rodzice się nie zajmowali moim trenowaniem. Oczywiście pytali się, przejmowali szkołą, ale ja robiłem swoje. Wyjeżdżałem rano, wracałem wieczorem i miałem zajęcie cały czas.

A: A masz w głowie coś takiego pamiętnego, wartościowego, jakąś mądrość, którą przekazał Ci pierwszy trener – kuzyn, opiekun?

T: Mam masę mądrości, przecież ja byłem młodym człowiekiem. Byłem nastolatkiem i miałem mnóstwo głupich pomysłów. On mnie prostował, a poza tym ja nie miałem czasu na to wszystko, bo zbyt wiele rzeczy musiałem pogodzić. Po szkole miałem trening. Po nim musiałem jechać do domu, a ostatni autobus miałem o 18:15 i musiałem na niego zdążyć. Wielokrotnie w biegu łapałem autobus na moście. Pamiętam, że nigdy się na niego nie spóźniłem. Czasami wbiegałem w dresach jeszcze i przebierałem się w autobusie.

A: Takie życie młodego sportowca.

T: Tak, ale to jest fajne, potem się zaczyna jeździć na obozy, zaczyna żyć na walizkach i to też jest fajne. Mnie to pasowało, bardzo.

A: Zdobywasz nowych  przyjaciół, poznajesz nowych ludzi. Musisz odnaleźć się w nowych sytuacjach.

T: Człowiek staje się bardzo otwarty. Lekkoatletyka to nie jest jakiś sport elitarny. Człowiek jest przyzwyczajany do bardzo różnych warunków. Tu pójdziesz, tu masz spać. Nie ma jedzenia? Trudno, to nie ma! Przez to staje się bezproblemowy, bo jest przyzwyczajany do warunków również tych najcięższych.

A: No właśnie, po Igrzyskach w Soczi, zaczęłam się zastanawiać, gdzie leży klucz do sukcesu. Często Ci co wygrywają mieli bardzo trudne warunki do trenowania. Pamiętam film o Rockym Balboa. Mistrzowie trenują w kanciapach, Ty też w takiej trenowałeś.

T: No tak, i ta kanciapa stoi do dziś. W zimę trenowaliśmy w śniegu, do –5 stopni i człowiek pchał kulą. Trzeba było pchać na zewnątrz, bo sala nie była przygotowana. Jak mieliśmy pęknięte okno, to mieliśmy je pęknięte z 5 lat, bo nikt go nam nie naprawił. Kleiliśmy je taśmą. Wtedy człowiek miał różne problemy. Ja miałem takie pierwsze buty, co się psuły i chodziłem do szewca, którego prosiłem żeby coś z nimi zrobił. Miałem bardzo dużą stopę i nie było dla mnie butów. Musieli mi więc je łatać.

A: Czytałam jak poświęciła się i co zrobiła Justyna Kowalczyk zdobywając złoty medal, albo co zrobił Zbigniew Bródka, w jakich warunkach trenował. Może to jest właśnie droga do sukcesu?

T: Nie, nie można tak generalizować. Niektórym się udaje, ale nie o to chodzi w sporcie. Tu się liczy ciężka praca, zacięcie.

A: Ok, wróćmy do liderstwa. Czy byłbyś w stanie wskazać, kto jest dla ciebie liderem?

T: Ja nie mam jednego ideału. Staram się czerpać od różnych ludzi dobre postawy. Niektórzy mi się podobają z paru stron bardziej, inni mniej…

A: Nie masz jednego autorytetu?

T: Nie mam jednego, raczej kilka osób, które poznałem i mi się podobają.

A: A Ty, czujesz się liderem? Jesteś traktowany jak lider?

T: Raz w życiu byłem liderem list światowych i to na krótko, tyle mogę powiedzieć. Także wtedy byłem prawdziwym liderem, byłem najlepszy na świecie. Dziś czuję tą odpowiedzialność. Sam fakt, że jestem sportowcem i to dobrym sportowcem, a to daje taką postawę mistrzowską, która powoduje odpowiedzialność za swoje poczynania. Bo mistrzem nie jest się tylko w sporcie, mistrzem powinno się być wówczas na każdym polu. I trzeba starać się tak zachowywać. Ja się staram, bo wiem, że taka odpowiedzialność na mnie ciąży.

A: Udzielasz się też charytatywnie. Jak to się stało? Sam wymyśliłeś tę „Szkołę bez przemocy”?

T: Nie, ktoś mnie namówił. Ktoś się do mnie zwrócił i to chwyciło.

A: Odpowiada Ci to co się tam dzieje?

T: Oni teraz mają przestój, a ja z kolei wsparłem inny program, prowadzony przez stowarzyszenie WIOSNA, on też się nazywa Lider – „INDEX dla dzieci”. Spotykam się z dziećmi, rozmawiam. Mam dużo spotkań w szkołach i w klubach sportowych.

A: Ok, to pozwól, że teraz ja wyjaśnię Ci ideę mojego programu wsparcia dzieci „Mały Orzeł”. Chodzi mi o to wewnętrzne liderstwo, przełamywanie siebie, dążenie do realizacji własnych marzeń, własnych celów.  Uważam, że lider jest w każdym z nas, trzeba go tylko obudzić. Idea Małego Orła, to idea budowniczego własnego życia. Bo każdy ma w sobie potencjał. Chciałabym wspomóc również dzisiejszych rodziców w tym, by wychowywali te dzieciaki w poczuciu, że one mogą wszystko, że każdy może! Dlatego często sięgam po autorytet sportowców, bo te wartości, które Wy reprezentujecie są uniwersalne.

T: Dlatego sport jest taki fajny, bo u nas realizacja marzeń i to stawianie sobie celów jest wpisane w życie. My walczymy z rywalem, ale walczymy przede wszystkim o wynik sportowy. My stawiamy sobie cele wynikowe, które są namacalne. Stawiamy sobie cele, aby osiągnąć wynik i do tego dążymy. Potem się pojawiają cele osiągnięciowe czyli medale, ale chodzi generalnie o dążenie do poprawy, bycie coraz lepszym. Trzeba walczyć ze sobą, dążyć do ciągłej poprawy.

A: Rozumiem, że każdy chce poprawić wynik, ale jak te cele są okresowo stawiane?

T: Każdego dnia człowiek stawia sobie za cel wynik jaki chce osiągnąć, na każdym treningu osiągamy jakieś wyniki. Czy idziemy na siłownię i chcemy się poprawić w jakimś ćwiczeniu, czy ćwiczymy technikę i chcemy ją poprawić. Na każdym treningu są małe cele. Chcę się w tym poprawić, chcę tyle podnieść, non stop. Taki mam cel. Zakładam sobie, że tyle zrobię w danym roku. Mam też cele krótkoterminowe i długoterminowe.

A: Czy to wszystko masz gdzieś zapisywane?

T: To wszystko jest zapisywane i analizowane. Zapiski są od wielu, wielu lat. Niektóre rzeczy się pamięta ja np. „życiówki”. Pamięta się też klasy sportowe, po które trzeba sięgać. Szczebli jest bardzo dużo.

A: A czy odwaga jest potrzebna, by osiągnąć sukces?

T: Odwaga sportowa – w sensie przełamywania siebie i swoich ograniczeń. U nas występy publiczne są dla niektórych ogromnym problemem i trzeba się bardzo przełamywać.

A: Rzeczywiście to problem, czy dla Ciebie również? Czytałam, że jak zdobywasz jakieś wielkie osiągnięcie, to mówisz sobie:  „Trzy miesiące będzie tej zawieruchy, potem mi znowu dadzą spokój”.

T: Tak, jestem przyzwyczajony do tego. Dla niektórych problemem są wystąpienia, starty przed publicznością czy ranga zawodów. Trzeba się wtedy przełamywać i nabierać tej odwagi.

A: A w jaki sposób nabywasz tej odwagi?

T: Doświadczeniem, przełamywaniem się…

A: Zgadzaniem się na to, że to zrobię?

T: Że muszę to zrobić. W walce z przeciwnikiem trzeba nie bać się zawalczyć i iść mocno od początku, na granicy swoich możliwości. W treningu jest tak, że niektórzy muszą się przełamywać wewnętrznie, żeby dać z siebie wszystko, bo mają takie psychiczne blokady, które nie pozwalają im tak ciężko trenować jak mogliby i jak powinni. Gdzieś tam ta głowa im mówi stop, a organizm jeszcze ma kilka procent więcej możliwości. Trzeba mieć czasem tę odwagę iść bardzo mocno, wręcz na granicy kontuzji, aby coś osiągnąć.

A: Czy potrzebujecie pomocy specjalistów? 

T: Tak, niektórzy bardzo potrzebują wsparcia, pomocy w startach, czy właśnie w treningu. Niektórym to bardzo pomaga. Część osób tego nie potrzebuje, np. ja tego nie potrzebuję. Mam idealną osobowość sportową, akurat, tak się trafiło, ale to się zdarza rzadko niestety. Jestem bardzo opanowany i spokojny. Potrafię skupić się tylko na tym co mam zrobić. Część ludzi potrzebuje wsparcia, bo zżerają ich nerwy na ważnych startach i tylko praca z psychologiem oraz ćwiczenia im pomagają.

A: A jaka jest esencja tej idealnej osobowości sportowej?

T: Mnie do pracy najbardziej motywują bardzo ważne starty. Wtedy uzyskuję najlepsze rezultaty. Mam bardzo wysoki poziom wewnętrznego spokoju, dzięki któremu mogę to wszystko rozgraniczyć .

A: Te emocje na Igrzyskach to jest taki max?

T: Tak, to jest takie ekstremalne i trzeba to znieść. Po to trenujemy, żeby jak najlepiej znieść ten stres.

A: Co Cię bardziej motywuje: porażki czy sukcesy?

T: Wiadomo, że porażki. Sukcesy są świetne, ale niczego nie uczą. Uczą tak naprawdę tylko porażki. Po porażkach ma się motywację dużo większą. Sukcesy też dają kopa, bo pokazują korzyści sportowe. Porażka motywuje do cięższej pracy i do walki o zwycięstwo.

A: Bardzo różnie z tym u sportowców bywa.

T: Każdy ma górki i dołki. Ważne, żeby po dołkach była górka. Ja dołek miałem w 2013 roku więc mam nadzieję, że teraz będę miał same górki.

A: A czy sukces wynika z pasji? Czy tylko wtedy jest tak naprawdę możliwy?

T: Lepiej, żeby była to pasja. Trzeba kochać swoje zajęcie. Rzeczywiście ludzie, którzy odnoszą sukcesy żyją sportem, swoją konkurencją, oni nie traktują tego jako zawód. Trzeba żyć, interesować się swoją dyscypliną, wynikami swoimi i innych i angażować się emocjonalnie. Człowiekowi musi zależeć na tym co robi, tylko wtedy się w pełni zaangażuje.

A: A co takiego pasjonującego jest w pchnięciu kulą?

T: Każdy ma jakieś predyspozycje do czegoś, coś bardziej mu pasuje, coś się bardziej podoba. Ja od razu umiałem to w miarę dobrze, reszty musiałem się nauczyć i uczę się do dziś. Poza tym, że miałem warunki fizyczne, to również to, że coś od razu „chwyciłem” i dzięki temu było łatwiej.

A: Mówi się, że matką odpoczynku jest ciężka praca. Ciężko pracujesz, musisz więc
i odpoczywać. Jak ładujesz akumulatory?

T: Szybko. Najlepiej szybko, bo jest mało czasu. Trzeba się wyciszyć, trzeba znaleźć jakąś aktywność oddzieloną zupełnie od sportu, znaleźć jakieś hobby.

A: A w Twoim przypadku co najlepiej Cię regeneruje?

T: Ja tak naprawdę mam mało wypoczynku. Staram się odpoczywać z rodziną i wtedy mam czas na to, by znowu nabrać głodu, sportowego głodu trenowania. Trzeba chwili, by wyczyścić głowę, żeby ta praca znów sprawiała dużo frajdy.

A: I do kiedy tak?

T: Ja jeszcze ze trzy lata.

A: A co potem?

T: Potem coś innego będę robił, ale nie będę już trenował.

A: Masz syna. Powiedz, jak sobie myślisz o nim. Kim będzie?

T: Mam nadzieję, że …

A: będzie sportowcem?

T: Będzie robił to co będzie chciał, na pewno nie będę go do niczego zmuszał. Będę go zachęcał, żeby coś trenował, bo to się bardzo przydaje w życiu i wychowaniu. Każde dziecko powinno coś trenować.

A: Żona też jest trenerem?

T: Żona jest po AWF-ie, jest nauczycielem WF, więc choćby z racji tego będzie coś trenował, ale raczej nie będziemy go zmuszać.

A: Czyli, nic na siłę.

T: Na pewno nie na siłę.

A: Dziękuję Ci bardzo za rozmowę i zapraszam do Poznania.

T: Jeśli tylko znajdę czas, to na pewno z wielką przyjemnością.